Na herbatce u cioci Aleksandry pani Grace Merriweather i inne osoby udają, że interesują się afrykańskimi plemionami, a jednocześnie krytykują swoich czarnych kucharzy i służbę. Obserwując je, Scout widzi, jak trudno jest „być damą”.
W rozdziale 24 książki „Zabić drozda” pani Merriweather, której mąż jest „wiernym metodystą pod przymusem”, jest uważana za najbardziej pobożną kobietę w Maycomb. W rzeczywistości jest jednak faryzeuszką, ponieważ jej oczy „napełniają się łzami”, gdy opowiada o „nędzy, ciemności i niemoralności” panującej w Afryce. A jednak, kiedy kończy swoje kazanie, czyni insynuacje na temat „tej ciemnoty”, żony biednego Toma Robinsona, mówiąc, że „musimy tylko dać im do zrozumienia, że im wybaczamy… to wszystko minie”. Jej wzmianka o Robinsonach odnosi się do niezadowolenia kucharzy i robotników polowych z werdyktu procesu. Oczywiście, przebaczenie, jeśli w ogóle powinno być udzielone, powinno być udzielone przez czarnych za niesprawiedliwość wyrządzoną Tomowi, a nie przez takich jak pani Merriweather.
Pani Merriweather, jak przystało na faryzeuszkę, nie postrzega siebie w sposób realistyczny. Z wielką ironią sytuacyjną oświadcza :
'Hipokryci, pani Perkins, urodzeni hipokryci, ….. Przynajmniej nie mamy tego grzechu na ramieniu. Ludzie tam [na Północy] ich uwalniają, ale nie widzimy, żeby siedzieli z nimi przy stole. Przynajmniej my nie mamy takiego podstępu, żeby im powiedzieć: „Tak, jesteście tak dobrzy jak my, ale trzymajcie się od nas z daleka”. Tutaj mówimy po prostu, że ty żyjesz po swojemu, a my po naszemu”.
Wszystko to mówi, podczas gdy jej łzy za Mrunami prawdopodobnie jeszcze nie wyschły.